poniedziałek, 29 lutego 2016

Uciekaj zimo!

Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że mamy jeszcze luty, a do pierwszego dnia kalendarzowej wiosny zostało jeszcze 21 dni. I nic sobie z tego nie robię! Mam dość zimy! Od stycznia gdy to pierwszy raz od wielu lat wzięłam antybiotyk ciągle choruję. Tydzień zdrowia, półtora tygodnia kaszlu, bólu gardła, ogromnych węzłów chłonnych, kataru. I to wszystko przez zimę! W dodatku już nie mogę wysiedzieć w domu. Ciągnie mnie do prac ogrodowych. Do przekopania ogródka warzywnego, do noszenia kamieni na rabaty kwiatowe, do koszenia trawy, podcinania suchych gałązek, do spędzania całego dnia na świeżym powietrzu. A chyba najbardziej z wszystkich rzeczy związanych z ciepłem - ciągnie mnie do roweru!
Dlatego w dniu wczorajszym, nie zgadzając się z tym, że muszę tyle czekać na wiosnę utopiłam Marzannę. Skończyła w Warcie i popłynęła w siną dal. (oczywiście marzanna była z naturalnych łatwo rozkładalnych części) Nawet udało jej się popłynąć twarzą do góry, ciekawe czy jak ktoś ją znajdzie to czy się nie przestraszy :D





W związku z tym, że zima u mnie została pożegnana zaczęły się poszukiwania wiosny - swoją drogą całkiem jej sporo w moim ogrodzie! Udało mi się złapać co nieco. Podejrzewam, że to kwestia 2-3 tygodni gdy zaczną kwitnąć fiołki i zrobi się pięknie. Przy okazji chciałabym Wam przedstawić małą bohaterkę która będzie w najbliższym czasie występowała często w postach. Jest to Mysza którą ulepiłam z modeliny któregoś wieczoru. Została przekazana w prezencie, ale myślę, że będzie mnie często odwiedzać :D


 Mnóstwo tulipanów powychodziło już w całym ogrodzie. Gdy zakwitną wszędzie będzie pięknie i kolorowo.

 Mysza oceniła nawet wielkość pączków z listkami na brzozie! Są już ogromne i jestem bardzo ciekawa kiedy się rozwiną.

 Nawet hiacynty posadzone w zeszłym roku (marketowe kwiatki po przekwitnięciu poszły do ziemi) zaczynają wschodzić!

niedziela, 21 lutego 2016

Międzynarodowa Wystawa Kotów Rasowych w Poznaniu

    Miałam przyjemność w dniu dzisiejszym wybrać się do Poznania na prawdziwą wystawę kotów. Nigdy nie uczestniczyłam
w takim wydarzeniu na poważnie i bardzo się cieszę, że mogłam tego doświadczyć. Żałuję tylko, że nie było kotów kilku ras które mnie interesowały (przynajmniej dzisiaj, w niedzielę). Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś uczestniczyć w takim wydarzeniu.

    Największe wrażenie zrobiło na mnie chyba przyzwyczajenie tych kotów do przebywania w ogromnym tłumie. Mnóstwo ludzi, zapachów, innych zwierząt, a główni futrzaści bohaterowie wydarzenia potrafili spać i niczym się nie przejmować. Poza kotami było kilka ciekawych stoisk na których znalazłam całkiem sporo rzeczy które wpadły mi w oko i utwierdziłam się w przekonaniu iż dobrze zrobiłam nie biorąc ze sobą pieniędzy bo wracałabym do domu obładowana kocimi łóżeczkami, kokonami, wędkami, myszkami i wszystkimi innymi przecież tak "niezbędnymi" rzeczami których jest już pełno w domu. Chociaż taki uroczy miękki kokon... Jakbym była kotem sama bym w takim mieszkała :D

   Przewagą wśród występujących kotów były chyba Ragdolle, Maine Coony, Norweskie Leśne i Brytyjskie oczywiście wszystkie piękne i takie puszyste, że aż kusiło by zanurzyć dłonie w tym miękkim futerku! Spotkałam też bardzo ciekawego kota - Singapurskiego. Te które widziałam pomimo bycia już dorosłymi osobnikami nadal były malusieńkie jak kocięta. (zdjęcie tego niezwykłego kota na samym dole)







piątek, 12 lutego 2016

Nasa?

    Po zdjęciach nie trudno się domyślić, że nie chodzi tu bynajmniej o agencję odpowiedzialną za program lotów
kosmicznych a o... Psa. A właściwie to o Psicę.


    Gdy przestałam się do Was odzywać jesienią, w życiu by mi do głowy nie przyszło, że ja, skończona kociara, koty, koty, koty, zdecyduję się na psa. Żyłam w takim przeświadczeniu, że może kiedyś, może nigdy. Bo co jak pies nie polubi kotów, co jak koty nie polubią psa. Aż tu nagle z dnia na dzień PIES. Początki od razu były optymistyczne. Młody szczeniak (5 miesięcy, co z tego że gabaryty dorosłego psa średniej rasy) był już chowany w domu z kotem. Co więcej, spał z nim! Przejmowałam się czy moje dochodzące koty nie będą się bały nowego towarzysza innej rasy ale całkiem mnie zaskoczyły. Pierwszego dnia Nosek - koci samiec alfa - wyjadł Psicy z miski karmę i jeszcze ustawił ją syczeniem coby mu nie przeszkadzała. Dobrze się dogadują, jak Nasa zbyt bardzo się mu naprzykrza jest syk, warkot i ewentualnie łapa w ruch. Koty domowe przyjęły Psicę z obojętnością. Marcel patrzy z pogardą  i znudzeniem gdy Psa wpada do domu, Orion nie reaguje prawie wcale, a młoda kota Catalina najbardziej chce się bawić. Zaczepia Nasę nawet przez szybę drzwi tarasowych.

    W chwili obecnej Nasa ma 6 miesięcy i już jest ogromna. Zastanawiam się czy za kolejne pół roku nie będzie miała gabarytów małego konia. Poważnie. Nie mam pojęcia jaka to rasa, jeśli w ogóle jakaś. Przypomina mi odrobinę australijskiego Kelpie, ale tylko troszkę.

    Zdążyła wykopać już kilka takich wielkich dziur, że może się w nich cała schować. Zjada wszystko. Gałęzie, patyki, belki drewna do kominka, suche liście, wszystko. W dodatku akurat jest na etapie gubienia zębów więc gryzie wszystko podwójnie bardzo. I oczywiście jak na szczeniaka dosłownie rozpiera ją energia. Mogłaby być wszędzie na raz. Sama z zabawką w pysku potrafi biegać po ogrodzie jakby ją ktoś gonił. Raz nawet próbowała wdrapać się na drzewo za ptakiem. No i spodobało jej się wskakiwanie w grupkę trznadli które pod karmnikiem dziobią ziarenka z ziemi. Cisza, spokój, trznadle jedzą aż tu nagle łubudubu wpada wielki pies! Chaos! Ptaki latają na wszystkie strony, Nasa nie wie gdzie obrócić głowę. Szaleństwo.

    Na początku miała być na próbę, na chwilkę. Ale cóż - to było do przewidzenia - została na zawsze :D


   

poniedziałek, 1 lutego 2016

Matura to bzdura?


    Pewnie trochę osób które mnie czytają stoi w tej chwili przed perspektywą matury i pójścia na studia. Poruszam ten temat ponieważ zaraz minie piękny czas studniówek i zacznie się prawdziwa panika. Bo przecież matura JUŻ za 3 miesiące. Tylko trzy miesiące. Straszne jest to sobie uświadomić?
    Pamiętam jak w zeszłym roku sama chodziłam poddenerwowana, może nie tyle maturą, co wyborem  studiów. Czymś co przecież ma mieć wpływ na całe moje przyszłe życie, prawda? No i tu Was zaskoczę, NIE PRAWDA.


    Spędzało mi to sen z powiek. Wszyscy wydawali się być tacy pewni tego co chcą robić a ja się wahałam. Niby uczyłam się do rozszerzeń z biologii i chemii ale nie sprawiało mi to radości. Pójście na studia też nie wiązało się z niczym przyjemnym. Były chwile gdy wszystko na prawdę widziałam w ciemnych barwach. W maju napisałam maturę, strasznie się denerwowałam choć nie pokazywałam tego po sobie. Zdałam wszystkie podstawy całkiem dobrze, ale niestety wyniki z biologii i chemii nie zaliczyły się do rzeczy którymi można się chwalić. Pomimo tego rozesłałam podania do kilku szkół choć miałam świadomość, że odpowiedzi będą negatywne. I wtedy zaczęłam się poważnie zastanawiać co ja właściwie mam ze sobą zrobić? Iść na płatne studia zaoczne które nie będą sprawiały mi radości? Iść na średnią lokalną uczelnię? Nie iść nigdzie i być bezrobotnym pasożytem?

   W tamtej chwili na szczęście na mojej drodze spotkałam kogoś kto potrafił mnie wysłuchać i wszystko wyjaśnić. Doradzić.
I jednocześnie jestem świadoma jakie niebywałe szczęście miałam, bo gdybym podjęła tą decyzję którą podjęłam sama pewno do dzisiaj zastanawiałabym się czy aby na pewno nie zrobiłam źle.

    Zostałam w domu. Dokładnie, zrobiłam sobie rok przerwy. Wakacje. I to była najlepsza decyzja w moim życiu. Przez ten rok na prawdę zdobyłam mnóstwo nowych doświadczeń. Chociażby w pracy. Nie takiej udawanej, gdzieś, na chwilę. W takiej prawdziwej, od rana do popołudnia, gdzie są współpracownicy, szef, gdzie się chodzi na przerwę śniadaniową, pije kawę przy biurku. Tak mi się to spodobało i tak bardzo polubiłam ludzi z którymi pracowałam, że przyznam się iż w styczniu gdy skończyłam to co miałam do zrobienia łezka mi się w oku zakręciła.

    To doświadczenie pokazało mi, że nawet jeśli nigdy się nie interesowałam daną rzeczą, i nie zdałam studiów w jej kierunku to nic nie stoi na przeszkodzie bym z nią pracowała. Wystarczyło że sprawiało mi to radość, szybko się nauczyłam wszystkiego.

    I dotarło do mnie, że to jakie studia wybiorę nie musi definiować w jakiej branży będę kiedyś pracować. Może mi pomóc jeśli będę chciała robić to co studiowałam ale nie jest to koniecznością!

    Więc na sam koniec podsumuję krótko, nie ma co panikować przed wyborem studiów, ważne jest by robić to co sprawia nam radość. Może wystarczy na chwilę się zatrzymać i zastanowić.