Pewnie trochę osób które mnie czytają stoi w tej chwili przed perspektywą matury i pójścia na studia. Poruszam ten temat ponieważ zaraz minie piękny czas studniówek i zacznie się prawdziwa panika. Bo przecież matura JUŻ za 3 miesiące. Tylko trzy miesiące. Straszne jest to sobie uświadomić?
Pamiętam jak w zeszłym roku sama chodziłam poddenerwowana, może nie tyle maturą, co wyborem studiów. Czymś co przecież ma mieć wpływ na całe moje przyszłe życie, prawda? No i tu Was zaskoczę, NIE PRAWDA.
Spędzało mi to sen z powiek. Wszyscy wydawali się być tacy pewni tego co chcą robić a ja się wahałam. Niby uczyłam się do rozszerzeń z biologii i chemii ale nie sprawiało mi to radości. Pójście na studia też nie wiązało się z niczym przyjemnym. Były chwile gdy wszystko na prawdę widziałam w ciemnych barwach. W maju napisałam maturę, strasznie się denerwowałam choć nie pokazywałam tego po sobie. Zdałam wszystkie podstawy całkiem dobrze, ale niestety wyniki z biologii i chemii nie zaliczyły się do rzeczy którymi można się chwalić. Pomimo tego rozesłałam podania do kilku szkół choć miałam świadomość, że odpowiedzi będą negatywne. I wtedy zaczęłam się poważnie zastanawiać co ja właściwie mam ze sobą zrobić? Iść na płatne studia zaoczne które nie będą sprawiały mi radości? Iść na średnią lokalną uczelnię? Nie iść nigdzie i być bezrobotnym pasożytem?
W tamtej chwili na szczęście na mojej drodze spotkałam kogoś kto potrafił mnie wysłuchać i wszystko wyjaśnić. Doradzić.
I jednocześnie jestem świadoma jakie niebywałe szczęście miałam, bo gdybym podjęła tą decyzję którą podjęłam sama pewno do dzisiaj zastanawiałabym się czy aby na pewno nie zrobiłam źle.
Zostałam w domu. Dokładnie, zrobiłam sobie rok przerwy. Wakacje. I to była najlepsza decyzja w moim życiu. Przez ten rok na prawdę zdobyłam mnóstwo nowych doświadczeń. Chociażby w pracy. Nie takiej udawanej, gdzieś, na chwilę. W takiej prawdziwej, od rana do popołudnia, gdzie są współpracownicy, szef, gdzie się chodzi na przerwę śniadaniową, pije kawę przy biurku. Tak mi się to spodobało i tak bardzo polubiłam ludzi z którymi pracowałam, że przyznam się iż w styczniu gdy skończyłam to co miałam do zrobienia łezka mi się w oku zakręciła.
To doświadczenie pokazało mi, że nawet jeśli nigdy się nie interesowałam daną rzeczą, i nie zdałam studiów w jej kierunku to nic nie stoi na przeszkodzie bym z nią pracowała. Wystarczyło że sprawiało mi to radość, szybko się nauczyłam wszystkiego.
I dotarło do mnie, że to jakie studia wybiorę nie musi definiować w jakiej branży będę kiedyś pracować. Może mi pomóc jeśli będę chciała robić to co studiowałam ale nie jest to koniecznością!
Więc na sam koniec podsumuję krótko, nie ma co panikować przed wyborem studiów, ważne jest by robić to co sprawia nam radość. Może wystarczy na chwilę się zatrzymać i zastanowić.